Jest takie stare przysłowie”Czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci”. Życie małego człowieka to cud, to czysta kartka, którą na początku zapełniamy wyłącznie my, rodzice. Dlatego warto zrobić to z rozwagą. A najważniejsze, to spojrzeć w lustro i zastanowić się, co zmienić w sobie, żeby naszemu dziecku było lepiej.

Czym skorupka za młodu...

Czym skorupka za młodu…

Zawsze ciężko mi zacząć takie wpisy, bo mam tyle myśli w głowie, że nie wiem co powinno być pierwsze :). Może zacznę od tego, że na pewno każdy z nas dla swojego dziecka chce jak najlepiej i robi wszystko, co uważa za słuszne, żeby mu było dobrze. Dlatego ten wpis nie jest po to, żeby mówić Wam, że inni robią to lepiej (wierzcie mi, codziennie po kilka razy myślę, że jestem beznadziejną matką i mogłam coś zrobić inaczej). 

Przykład idzie z góry

Pierwszą i podstawową rzeczą, którą pewnie większość z Was wie to fakt, że dziecko naśladuje nasze nawyki. Zatem, jeśli objadamy się słodyczami, nie ruszamy się, pijemy słodzone napoje, wybieramy telewizor zamiast książki, nie liczmy na to, że nasze dzieci będą postępować inaczej. A z jakiej racji? Bo my im tak kazaliśmy? To nie działa i jest wielce niesprawiedliwe dla takiego dziecka. Bo dlaczego mama, tata mogą, a ja nie? Dlatego zanim zaczniemy zmieniać czy dopiero kształtować nasze dziecko, przyjrzyjmy się naszym nawykom.

Nie trzymaj w domu, nie będzie jedzone

W moim domu nie ma żadnych słodyczy. I nie dlatego, że jestem taką super fit mamuśką, tylko dlatego, że kiedy przychodzi PMS, żaden cukierek nie jest bezpieczny :). Ale jeżeli zdarzy się, że mamy coś słodkiego (zazwyczaj podarowanego), schowane jest to głęboko w szafie – zarówno przed dzieckiem, jak i przede mną. Moja córka od urodzenia wychowywana jest w środowisku bezsłodyczowym – nie kupujemy ich, nie jemy, nie dajemy innym dzieciom. Oczywiście, jeśli zdarzy się sytuacja, że coś dostanie, nie zabieramy jej tego, ale w naszym domu je się domowe wypieki, koktajle, domowej roboty lody lub owoce pod różną postacią. Tym sposobem uczę ją, że słodyczy nie trzeba, a nawet nie powinno się jeść codziennie, że istnieją, ale jemy je przy specjalnych okazjach. Nie przemawiają do mnie argumenty: „Słodycze to największa radość dzieciństwa” (ja mam wiele lepszych wspomnień), a przerażają wypowiedzi „Moje dziecko ma swoją szafkę ze słodyczami”.

Sport to zdrowie

Może łatwo jest mi wypowiadać się na ten temat, bo od wielu lat aktywność fizyczna jest u mnie czymś naturalnym. Ale nie była – wiele lat musiałam się przekonywać do ćwiczeń. Dlatego tak bardzo zależy mi na tym, by moja córka traktowała wysiłek fizyczny jak coś normalnego. Jak to robię? Często jeździmy na rowerze i spacerujemy. Jagoda ma ukochaną hulajnogę i uczy się jazdy na rowerku biegowym. Codziennie wychodzimy na spacer i/lub plac zabaw. Ale najważniejsze chyba jest to, że widzi mnie aktywną. Widzi, kiedy wychodzę pobiegać, widzi mnie wykonującą trening w domu (często „ćwiczy” ze mną – ma nawet swój osobisty 0,5kg hantelek w kolorze różowym :)), jeździmy na rolkach (ona w wózku lub z tatą na rowerze). Kibicowała mi też na biegu na 10km i swojemu wujkowi na półmaratonie. Jakie są tego skutki? Jagoda uwielbia biegać i ostatnio codziennie po żłobku jeździmy na stadion lekkoatletyczny, żeby sobie pobiegać – robimy kółka  na bieżni lub ćwiczenia na trawniku. I to był jej pomysł – od tygodni ciosała mi kołki na głowie, żebym ją tam zabrała.

Także kanapowa mamo, kanapowy tato – jedyne co może ruszyć Wasze dzieci to Wasza inicjatywa i Wasz dobry przykład.

Lubimy czytać

Uwielbiam czytać książki i nie wyobrażam sobie nie zarazić czytaniem córki. Już teraz (Jagoda ma 2,5 roku) mamy sporą biblioteczkę (nasze ulubione pozycje możecie zobaczyć TUTAJ i TUTAJ) i czytamy codziennie. A zaczęliśmy bodajże w 3 miesiącu życia Jagody :). Teraz karą jest kiedy czytamy tylko jedną książkę na dobranoc :).

Ostatnio rozmawiałam z koleżanką po fachu. Powiedziała mi ona, że jej znajomi dziwią się i martwią, że ich dzieci nie chcą czytać. Na to ona zadała im proste pytanie: „Czy Wasze dzieci widziały Was kiedyś z książką w ręku?”. Oczywiście, odpowiedź była przecząca. 

Woda i inne obrzydlistwa 

Nie wiem czemu, ale nadal wśród wielu osób pokutuje przekonanie, że dziecko nie będzie chciało pić wody, nie będzie chciało jeść jogurtu naturalnego zamiast owocowego, a Inka z mlekiem bez cukru to jakiś hardcore. Wszystko to da się wypracować w bardzo łatwy sposób – podając takie rzeczy dziecku od początku. Moja córka nie poznała jeszcze wielu smaków (większości słodyczy, serków homogenizowanych słodzonych, chipsów itp.) i żyje, co więcej nie wygląda na nieszczęśliwą. Dlatego, zanim nakarmimy czymś dziecko, myśląc, że zdrowszego nie zje, może warto pomyśleć czy rzeczywiście tak będzie? 

Wiecie co jest najfajniejsze w tym wszystkim? Że dając przykład naszym dzieciom, możemy diametralnie zmienić swój styl życia. I zapewniam Was, że będzie to dużo łatwiejsze, dzięki naszym małym motywatorom :).


Jeśli ten post okazał się dla Was wartościowy, proszę podzielcie się swoją opinią w komentarzu, dajcie łapkę w górę (Facebook) lub kliknijcie w serduszko (Instagram).

Podobne wpisy

Dziecko to też człowiek – o wyznaczaniu granic nie tylko dla rodziców

Co zamiast słodyczy je moja córka?

Marta Gajek

Szczęśliwa mama Jagody i Witka. Żona bardzo pomysłowego męża i lektorka języka angielskiego z pasji. Ciągle wymyślam sobie zajęcia, ale dzięki temu jestem szczęśliwa i nigdy się nie nudzę. Dbam o sylwetkę, lubię zdrowo gotować, kocham rośliny i stawiam pierwsze kroki w ogrodnictwie. Do tego staram się mądrze wychowywać swoje dzieci. Chcę podzielić się z Tobą swoim doświadczeniem w tych dziedzinach i pokazać Ci, że można fajnie żyć, korzystając z tego, co masz wokół siebie. 

Dołącz do mnie
Newsletter

Zachęcam do zapisania się na newsletter Pipilotki. Informacje o nowych wpisach prosto na Twoją skrzynkę!


Archiwum
X