Ostatnio coraz częściej poruszamy tematy macierzyństwa, chociaż mój blog parentingowy nigdy nie będzie. Jednak, będąc mamą, siłą rzeczy takie tematy siedzą mi w głowie i mam czasem ochotę podzielić się z Wami moimi przemyśleniami. Zwłaszcza, że ten wpis powinni przeczytać wszyscy, którzy mają kontakt z dziećmi.

Dziecko to też człowiek

Dlaczego taki temat? Bo ostatnio popadłam w paranoję. Zaczęłam się zastanawiać, co robię źle, że moje dziecko nie wita wszystkich z uśmiechem i otwartymi ramionami. A, że mieliśmy kilka spotkań rodzinnych i nierodzinnych, mogłam się temu przyjrzeć bliżej. I wiele razy miałam odczucie, że nie wszyscy rozumieją, że nie trzymam dziecka pod kloszem, że Jagoda potrafi spędzać czas z innymi niż ja czy mój mąż i wcale nie musi siedzieć przez cały dzień na moich kolanach, tylko trzeba dać jej na to szansę.

Dziecko to też człowiek

Moja córka ma 2 lata. Jak na swój wiek jest dość rezolutną dziewczynką. Ma swoje zdanie, potrafi je wyrazić, a nawet zapytać mnie znienacka „Masz okres?” :). Nie oznacza to, że jest jakimś cudem wychowawczym. Odpieluchowanie idzie do przodu, ale powoli (byłoby szybciej gdybyśmy rano biegli na nocnik zamiast przytulać się przez 10 minut)), czy pije jeszcze mleko z butelki. Piszę to, żebyście wiedzieli, że moja matczyna miłość nie zaślepia mnie totalnie i potrafię spojrzeć na moje dziecko z dystansem.

Od samego urodzenia Jagoda była bardzo do mnie przywiązana – nie spała dobrze w ciągu dnia jeśli nie leżała na mnie, reagowała mocno na bodźce, wieczorami płakała przeraźliwie i właściwie tylko ja lub mąż mogliśmy ją uspokoić. Faktycznie, przez pierwszy rok byłyśmy praktycznie nierozłączne (co, jak sobie teraz myślę, chyba jest dość normalne, zwłaszcza przy karmieniu piersią). Nie miałam potrzeby zostawiania jej na dłużej z babcią (zresztą obie mieszkają 60km od nas, więc mało było takich możliwości), nie zostawała też u nikogo na noc. Może gdyby tak było, teraz byłaby inna, chociaż nie sądzę, ponieważ do żłobka poszła w podskokach, nie roniąc ani jednej łzy. Zdarza też się, że zostaje z moją mamą na noc (kiedy mamy wychodne), lub jechać do teściów tylko z tatą i nie ma z  tym żadnego problemu. Nie płacze za mną, nawet mało mnie wspomina :). 

W takim razie w czym problem?

Jagoda należy do dzieci, które nie są bardzo otwarte na nowych ludzi. Owszem, kiedy widzi inne dzieci, chce się z nimi bawić i zazwyczaj w końcu do tego dochodzi, ale zazwyczaj na początku bawi się sama i „bada teren”. Dorośli mogliby dla niej nie istnieć, kiedy jest u niej ukochana kuzynka, olewa wszystkich totalnie :). Dlatego, kiedy poznaje kogoś nowego, zazwyczaj bardzo się wstydzi, chowa w naszych ramionach i nie ma zbytniej ochoty na interakcję. Mówi mi, że się boi, nie chce, żeby ją dotykali, broń boże brali na ręce. I ja to rozumiem, mimo, że sama jestem osobą bardzo otwartą i jako dziecko sama zaczepiałam ludzi i inicjowałam kontakt (i to chyba odziedziczyła po mnie moja bratanica, co jest cudowne i zaraze stanowi duży kontrast dla zachowań Jagody). Zazwyczaj po jakimś czasie lub kilku spotkaniach, kiedy nowo poznana osoba nie jest zbyt natarczywa, Jagoda otwiera się i bardzo chętnie bawi się z ciocią, czy wujkiem i dobrze ich wspomina. 

Jednak są pewne zachowania dorosłych, które powodują, że moje dziecko się zamyka, lub na które reaguje gwałtownie, co często odbierane jest jako zbyt mocne przywiązanie do mnie lub mojego męża. Co mam na myśli? Chodzi o to, że dorośli chyba nie zdają sobie sprawy, że dziecko jest istotą żyjącą i ma uczucia, co więcej, dużo bardziej wrażliwą na bodźce niż dorośli. Więc może warto zastanowić się, czy ciągłe łaskotanie, podszczypywanie, przytulanie na siłę, zbliżanie twarzy zbyt blisko, zaczepianie czy wymawianie imienia dziecka 100 razy na minutę nie jest dla niego po prostu męczące! Nie wspominam już o braniu dziecka na siłę na ręce lub braku reakcji na jasne komunikaty, że dziecko nie chce być dotykane. Staram się zrozumieć te zachowania, bo dopóki nie zostałam mamą, sama się nad tym głębiej nie zastanawiałam, ale teraz bardzo cierpię, kiedy widzę, że dorośli tak traktują moje czy inne dzieci. Zwłaszcza, że Jagoda jest bardzo wrażliwa na bodźce i potem wszystko przeżywa w nocy. I przyznam szczerze, że często pluję sobie w brodę, że się w takiej sytuacji nie odezwałam, bo nie chciałam komuś sprawić przykrości, bo to przecież moje dziecko cierpi. Na szczęście, akurat moja córka wie czego chce i na takie zaczepki głośno reaguje mówiąc „ej!”, lub ucieka do mnie. Ale wolałabym, żeby inni rozumieli, że ona to robi nie dlatego, że jest „mamicyckiem”, bo to widzę w ich oczach, tylko po prostu szuka u mnie schronienia.

Dziecko to też człowiek

Lekcja dla dziecka na przyszłość

Jeśli teraz ja jako mama będę pozwalała na takie zachowania, czego to uczy moje dziecko? Że nieważne są jej odczucia, bo kiedy jakiś wujek lub ciocia chcą ją przytulić, to ona musi się na to zgodzić. Czy takie dziecko będzie rozumiało, że nie każdy dorosły ma dobre intencje, że jeśli ktoś ją przytula czy dotyka, to może odmówić i powinna powiedzieć o tym rodzicom bo może być to coś złego? Dlatego zawsze staram się ją przed takimi zachowaniami chronić. Zazwyczaj nie zwracam uwagi innym (a powinnam), bo nie chcę robić im przykrości czy psuć atmosfery, jednak oddalam się z małą na bezpieczną odległość lub pozwalam jej wdrapać się na moje kolana – bo tam będzie bezpieczna. Tłumaczę jej też, że zamiast mówienia „ej” musi powiedzieć „nie rób tak”, „nie chcę” i mam nadzieję, że takie podejście zaprocentuje. Od początku też nie każę jej dawać wszystkim buziaka, tylko mówię, żeby się przywitała lub pożegnała w jaki sposób chce.

Lekcja dla innych

A wystarczy podejść do dziecka spokojnie, nienachalnie, usiąść koło niego, spokojnym głosem coś poopowiadać, pokazać coś ciekawego i poczekać aż dziecko samo nawiąże kontakt. Fajnie też działa zabawa – dorosły bawi się jakąś ciekawą zabawką i dziecko siłą rzeczy zwróci na to uwagę, bo będzie zainteresowane. Albo odwrotnie – totalna olewka. Pamiętam, kiedy byliśmy u moich rodziców i odwiedził ich znajomy, obcokrajowiec, również nauczyciel, z partnerką. Ona uśmiechała się zachęcająco, jednak Jagoda swoim zwyczajem zamknęła się w sobie. Natomiast on totalnie ją ignorował, a mojej córce się to nie spodobało :). Próbowała wszelkich sposobów, żeby tylko zwrócił na nią uwagę – to było naprawdę komiczne :).

Podsumowując, nie bójmy się zabierać głosu jeśli coś nam nie pasuje w zachowaniu innych wobec naszego dziecka, ale też nie róbmy tego w agresywny sposób. Wydaje mi się, że wystarczy wytłumaczyć, dlaczego nie akceptujemy danych zachowań, a druga strona albo to zrozumie i będzie ok, albo nie i się obrazi. Ale tu przecież nie chodzi o dorosłych, tylko o kształtowanie poczucia bezpieczeństwa i poczucia własnej wartości naszych dzieci.

Dajcie znać z jakimi sytuacjami przekraczania granic wobec Waszych dzieci Wy się spotykacie  i jak na nie reagujecie?


Jeśli ten post okazał się dla Was wartościowy, proszę podzielcie się swoją opinią w komentarzu, dajcie łapkę w górę (Facebook) lub kliknijcie w serduszko (Instagram).

Podobne wpisy

Co zamiast słodyczy je moja córka?

Pierwszy rok macierzyństwa – oczekiwania vs rzeczywistość

Marta Gajek

Szczęśliwa mama Jagody i Witka. Żona bardzo pomysłowego męża i lektorka języka angielskiego z pasji. Ciągle wymyślam sobie zajęcia, ale dzięki temu jestem szczęśliwa i nigdy się nie nudzę. Dbam o sylwetkę, lubię zdrowo gotować, kocham rośliny i stawiam pierwsze kroki w ogrodnictwie. Do tego staram się mądrze wychowywać swoje dzieci. Chcę podzielić się z Tobą swoim doświadczeniem w tych dziedzinach i pokazać Ci, że można fajnie żyć, korzystając z tego, co masz wokół siebie. 

Dołącz do mnie
Newsletter

Zachęcam do zapisania się na newsletter Pipilotki. Informacje o nowych wpisach prosto na Twoją skrzynkę!


Archiwum
X