Od dziecka uczone jesteśmy, że mamy być grzeczne bo jesteśmy dziewczynkami, że dziewczynkom tego czy tamtego nie wypada. Mamy też uczyć się pracy w domu, usługiwania mężczyznom i wychowywania dzieci. Do tego mamy być piękne i uśmiechnięte. Ale do tego najlepiej nie mądrzejsze niż mężczyźni, lepsze zarobki też jakoś nie pasują, no i broń Boże, żebyśmy pokazały nad nimi wyższość. 

Kobieta my być silna

Uśmiecham się, bo wierzę, że jeszcze będzie lepiej.

Kobieta my być silna, ale nie za bardzo

Jako żona i matka codziennie czuję, że muszę być silna. Musiałam mieć siłę, żeby przetrwać poranne mdłości, nosić dziecko pod sercem, co przez ostatnie dwa miesiące do najłatwiejszych nie należy. Musiałam mieć siłę, żeby to dziecko urodzić, za drugim razem zdana tylko na siebie, bo nawet położna wychodziła i zostawiała mnie z bólami. Musiałam mieć siłę, żeby przetrwać bolesne pierwsze dni połogu. Muszę mieć siłę, żeby wstać z łóżka i rozpocząć dzień swój i swojej rodziny. Muszę mieć siłę, żeby pamiętać o milionie spraw związanych z życiem rodzinnym. Muszę też pracować, bo w obecnych czasach jedna pensja przy dwójce dzieci może nie wystarczyć. Muszę mieć siłę, żeby wydzwaniać do przychodni, kiedy dziecko jest chore, bo kolejki są straszne (chociaż obecnie to nawet nie mam po co dzwonić, chyba, że interesuje mnie diagnoza przez telefon). Muszę też mieć siłę, żeby pomiędzy jednym a drugim karmieniem ogarniać sprawy firmowe, bo jeśli nie własna firma to czekałaby mnie praca w szkole, co z różnych powodów nie jest dla mnie.

Codziennie z każdej strony słyszę, że muszę być silna. A jeśli nie jestem, udowadniane mi jest, że nie jestem wystarczająco dobrą matką, kobietą, szefową i tak dalej. Niestety, często przez inne kobiety.

Oczywiście, to wszystko jest moim wyborem. Ale jeśli nie miałabym rodziny lub firmy, nic by się nie zmieniło, bo w każdej innej sytuacji byłoby podobnie.

A potem przychodzi 22 października 

i ktoś próbuje udowodnić mi, że jestem nikim. Że tak naprawdę mam być silna, ale nie za bardzo. Że nie ma prawa decydować o własnym ciele. Że nie powinnam walczyć o swoje, nie powinnam wychodzić na ulice. Że nie powinnam wyrażać swojego zdania.

Dlaczego kobietom od lat przypisuje się rolę matki, żony, gospodyni, gdzie mężczyzna w tym układzie pełni rolę żywiciela rodziny, a w domu ewentualnego pomagiera, jeśli ma ochotę (to na szczęście się zmienia), ale kiedy wchodzą w grę ich ciała, nie mają nic do powiedzenia? Powiem Ci, że kiedy to piszę, zaczynam się WKURWIAĆ. Bo inaczej tego nazwać się nie da. I nie dziwię się kobietom, które wychodzą na ulicę i używają takich właśnie słów, bo mają już dosyć. Niestety nie wiem, czy akurat wulgaryzmami wygramy tę walkę, ale rozumiem. 

Także, jeśli oczekiwało się od nas, żebyśmy w tylu aspektach życia były silne, dlaczego zabiera mi się prawo do decydowaniu o moim ciele?

I tu naprawdę nie chodzi o aborcję!

Tu chodzi o wolność wyboru i coraz śmielsze sprowadzanie kobiety tylko i wyłącznie do roli matki i gospodyni domowej bez prawa decydowania o sobie.

Czy popieram aborcję? Oczywiście, że nie. Nie na żądanie, nie kiedy okaże się, że dziecko będzie miało zespół Downa. Ale tak jeśli do zapłodnienia dojdzie w skutek gwałtu, kiedy okaże się, że wada dziecka jest na tyle poważna, że umrze zaraz po porodzie w męczarniach, lub kiedy miałoby być przez całe życie przykute do łóżka, bez świadomości i kontaktu z rzeczywistością.

Czemu tak? A dlaczego miałabym skazywać swoje dziecko na umieranie na moich rękach w cierpieniach i siebie na patrzenie na to? Dlaczego miałabym narażać swoje zdrowie i możliwość posiadania potomstwa, wiedząc, że to dziecko nie przeżyje? Dlaczego miałabym skazywać swoje dziecko na życie w łóżku, w bólu oraz bez sensu życia i siebie na patrzenie na to cierpienie przy praktycznie zerowej pomocy z Państwa?

I śmieszą mnie bardzo teksty obrońców życia

również z mojego otoczenia. Dzisiaj na przykład u swojej znajomej, młodej dziewczyny, przeczytałam „Jesteś za aborcją? Nie zdziw się, jeśli Twoje dziecko kiedyś będzie za eutanazją”. Serio? Ale serio? Tyle zrozumiałaś z tego wszystkiego? Może czas zmienić stację telewizyjną, a najlepiej całkiem wyłączyć telewizor.

Długo mogłabym tak jeszcze pisać, bo frustracja mnie zalewa, kiedy myślę w jakim kraju przyszło mi żyć i jacy ludzie decydują o moim życiu i ciele. I cieszy mnie, że tyle dziewczyn jest w to zaangażowanych, że tyle influencerek o tym mówi i pisze. Smuci, że niektóre ze strachu przed utratą followersów milczą i nie wspierają nas wszystkich w tak ważnej sprawie. Rozumiem te, które wolą milczeć, bo są innego zdania. Mam szczerą nadzieję, że coś się w końcu zmieni, bo w takim kraju jakim się stała Polska żyć nie chcę, a w innym żyć nie potrafię.

A Ty co czujesz widząc co się dzieje? Popierasz protesty? 


Jeśli ten post okazał się dla Ciebie wartościowy, proszę podziel się swoją opinią w komentarzu, daj łapkę w górę (Facebook) lub kliknij w serduszko (Instagram).

Podobne wpisy:

Myśl o sobie

Po co zostajesz rodzicem?

Marta Gajek

Szczęśliwa mama Jagody i Witka. Żona bardzo pomysłowego męża i lektorka języka angielskiego z pasji. Ciągle wymyślam sobie zajęcia, ale dzięki temu jestem szczęśliwa i nigdy się nie nudzę. Dbam o sylwetkę, lubię zdrowo gotować, kocham rośliny i stawiam pierwsze kroki w ogrodnictwie. Do tego staram się mądrze wychowywać swoje dzieci. Chcę podzielić się z Tobą swoim doświadczeniem w tych dziedzinach i pokazać Ci, że można fajnie żyć, korzystając z tego, co masz wokół siebie. 

Dołącz do mnie
Newsletter

Zachęcam do zapisania się na newsletter Pipilotki. Informacje o nowych wpisach prosto na Twoją skrzynkę!


Archiwum
Polecane
X