Wiele par przed ślubem zastanawia się, gdzie i kiedy wybrać się na plener ślubny. Takie zdjęcia to pamiątka na całe życie i chcemy, żeby były piękne i niebanalne. My też mieliśmy ten dylemat jaką scenerię wybrać. W końcu po zobaczeniu TYCH zdjęć, padło na Tatry. Sesja Kasi nas zachwyciła, do tego Michał oświadczył mi się na Polanie Kalatówki z widokiem na Kasprowy Wierch, więc byłoby rewelacyjnie tam wrócić.
MIEJSCE
Jednak po całym zamieszaniu związanym ze ślubem i weselem, wyjazd w góry w sezonie turystycznym to ostatni rzecz, na którą mieliśmy ochotę. Dlatego postanowiliśmy zostać na miejscu i zrobić sesję w mojej rodzinnej wsi, nieopodal domu moich rodziców. Te pola i łąki to miejsca, gdzie spędziłam całe dzieciństwo, więc mam do nich szczególny sentyment.
REKWIZYTY
Bardzo chcieliśmy, żeby w naszej sesji uczestniczył rower, który kiedyś był starym gratem, a mój mąż zrobił z niego moje wymarzone cudo. Zabraliśmy też koszyk z Winem i kieliszkami, kapelusze oraz trampki (moje uratowały mnie podczas wesela, kiedy moje spuchnięte stopy nie mieściły się już w żadnych innych butach :)).
FOTOGRAF
Podczas sesji było strasznie gorąco, do tego kąsały nas komary i gzy. Ale daliśmy radę. Nasz fotograf, którego bardzo polecam (zajrzyjcie TUTAJ) wspierał nas, rozśmieszał i rozmawiał z nami, dzięki czemu sesja była przyjemnością, mimo trudnych warunków. Bardzo podobało mi się też, że robił wszystko, żeby sesja nie wyszła sztywno. Kazał skakać, robić głupie miny i przybierać śmieszne pozy, dzięki czemu zdjęcia są różnorodne. Największym zaskoczeniem był dla mnie mój mąż, który z natury jest bardzo spokojnym człowiekiem, a na plenerze pokazał swoje drugie oblicze, dzięki czemu ja też czułam się dużo luźniej :).
Jeśli ten post okazał się dla Was wartościowy, proszę podzielcie się swoją opinią w komentarzu, dajcie łapkę w górę (Facebook) lub kliknijcie w serduszko (Instagram).