Dlaczego jesteś mamą? Bo zawsze chciałaś mieć dzieci, lub pewnym momencie odezwał się instynkt macierzyński? A może był to szczęśliwy przypadek? Jest wiele powodów, dla których powiększamy rodzinę, ale jednego nie potrafię zrozumieć. Słyszałaś kiedyś od kogoś „Zrób sobie dziecko, żeby Ci na starość miał kto szklankę wody podać?”. Czy to jest dobra motywacja do zostania rodzicem?

Po co zostajesz rodzicem?

Ostatnio na Instagramie pojawiła się dyskusja na ten temat i mocno mnie to poruszyło. Zaczęłam zastanawiać się jak to jest, a jak powinno wyglądać. Czy mamy prawo oczekiwać od naszych dzieci, żeby poświęciły swoje życie dla nas? Czy po to rodzimy dzieci, żeby mieć kogoś, kto zaopiekuje się nami, kiedy nie damy rady robić tego sami? 

Jakim chcesz być rodzicem?

Nie chcę odnosić się do innych osób, bo nie wiem co myślą i planują, więc napiszę co ja czuję. Z jednej strony, obecnie jestem bardzo związana z Jagodą i ciężko mi się z nią rozstawać na dłużej. Jej również. Ale cóż się dziwić? Ona ma dopiero trzy lata. Z drugiej strony, kiedy miała rok, poszła do żłobka, ponieważ ciągnęło ją do dzieci, a ja najzwyczajniej w świecie potrzebowałam czasu dla siebie i musiałam/chciałam wrócić do pracy. Jest uczona samodzielności i spędzania czasu z innymi, nie tylko z nami.

Nie wiem jak to będzie w przyszłości, ale sądząc po tym jak ja zostałam wychowana (rodzice nie ingerują w moje życie, nie dzwonią codziennie, nie potrzebują wszystkiego wiedzieć, a przede wszystkim mają swoje życie i potrafią się przyznać, że po naszym dłuższym pobycie cieszą się na chwilę ciszy i odpoczynku), moje dziecko nie będzie czuło presji. Presji regularnego mnie odwiedzania i emocjonalnej opieki nade mną (o fizycznej celowo nie mówię, ten temat poruszę za chwilę). Oczywiście, mam nadzieję, że będzie czuło potrzebę zobaczenia mnie od czasu do czasu czy właśnie zadzwonienia, ale nie będzie czuło się do tego zmuszone.

Z czego to wynika?

A z tego, że ja mam swoje życie. Przede wszystkim mam męża, z którym lubię spędzać czas. Dziecko nie przysłoniło mi całego świata, mąż nie został odstawiony na boczny tor. No, może na początku tak było, ale to raczej norma, jeśli karmisz co 2h i masz mnóstwo innych obowiązków. My lubimy i przede wszystkim potrafimy spędzać ze sobą czas.

Poza tym, życia mi nie starcza na realizację wszystkich pasji i zainteresowań. Jestem w związku z tym w wiecznym niedoczasie i naprawdę mam co robić kiedy Jagody nie ma w pobliżu.

Dziecko nie jest całym moim światem. Z jednej strony jest, bo nie wyobrażam sobie życia bez Jagody, ale z drugiej, wiem, że kiedy pójdzie w świat, ja nie zostanę z niczym. Zostanę w wymarzonym domu, z moim ogrodem, kwiatami, rowerem, podróżami i (kto wie?) moim blogiem. A mogłabym tak jeszcze wymieniać i wymieniać.

Właśnie dlatego takie ważne jest, żeby zachować balans między macierzyństwem, a byciem sobą – nie mamą, nie żoną, czy córką. I zachować coś dla siebie, żeby potem, kiedy naprawdę już matką, żoną czy córką nie będziemy (lub zmniejszą nam się godziny na którymś z tych etatów), nie zostać z niczym.

Czy jestem złą córką?

Nie uważam tak. Martwię się kiedy źle się czują, dzwonię kiedy długo się nie widzimy. A widzimy się co 1-2 tygodnie, więc bardzo często. Pomagam, kiedy o tę pomoc poproszą, albo widzę, że potrzebują a nie chcą prosić. Jednak oni nie wymagają ode mnie stałego bycia w pogotowiu. To działa w dwie strony – nie „obciążam” ich opieką nad swoim dzieckiem, chociaż wiem, że to dla nich przyjemność. Jednak oczekiwanie, że będą na każde zawołanie i będą poświęcać swoje plany, żeby zajmować się wnuczką nie jest w moim stylu.

Rozmawiamy dużo, zwłaszcza z mamą. Dzielimy się swoimi zawodowymi wzlotami i upadkami (ta sama branża) i wspieramy. Ale nie czuję przymusu regularnego kontaktu i wiem, że kiedy nie dzwonię tydzień, rodzice w żadnym wypadku nie mają mi tego za złe. Najczęściej okazuje się, że sami zapomnieli zadzwonić. Hitem jest, kiedy na studiach tata zawiózł mnie w niedzielę na busa do Opola, a zadzwonił w poniedziałek czy dotarłam 😀 .

Wiem jednak, że kiedy nadejdzie czas, że będą mojej opieki potrzebowali, to im tą opiekę zapewnię i nie zostaną sami.

Ważne w rodzicielstwi jest to,

żeby zrozumieć, że jesteśmy najważniejsi dla swoich dzieci tylko do pewnego momentu i najzwyczajniej w świecie się z tym pogodzić. I mieć swoje życie, żeby zarówno nam i naszemu dziecku żyło się dobrze. Bo nieodcięta pępowina i zbyt duże oczekiwania wobec swoich dorosłych dzieci to najgorsze z czym możemy „wypuścić” je z gniazda.

Ufff, ciężko mi było ubrać to wszystko w słowa, ale udało się :). Znowu kontrowersyjny temat, ale bardzo ważny.

Jakie jest Twoje zdanie? Myślisz, że rodzice dali Ci tą wolności? A jak Ty wychowujesz swoje dziecko? Napisz w komentarzu, bo bardzo ciekawi mnie jak to wygląda u innych.


Jeśli ten post okazał się dla Ciebie wartościowy, proszę podziel się swoją opinią w komentarzu, daj łapkę w górę (Facebook) lub kliknij w serduszko (Instagram).

Podobne wpisy

Dziecko to też człowiek – o wyznaczaniu granic nie tylko dla rodziców

Czym skorupka za młodu…

Marta Gajek

Szczęśliwa mama Jagody i Witka. Żona bardzo pomysłowego męża i lektorka języka angielskiego z pasji. Ciągle wymyślam sobie zajęcia, ale dzięki temu jestem szczęśliwa i nigdy się nie nudzę. Dbam o sylwetkę, lubię zdrowo gotować, kocham rośliny i stawiam pierwsze kroki w ogrodnictwie. Do tego staram się mądrze wychowywać swoje dzieci. Chcę podzielić się z Tobą swoim doświadczeniem w tych dziedzinach i pokazać Ci, że można fajnie żyć, korzystając z tego, co masz wokół siebie. 

Dołącz do mnie
Newsletter

Zachęcam do zapisania się na newsletter Pipilotki. Informacje o nowych wpisach prosto na Twoją skrzynkę!


Archiwum
X